Press enter to see results or esc to cancel.

Głos w dyskusji na temat technologii 5G i jej wpływu na zdrowie

Krótkie omówienie apelu naukowców o moratorium na budowę systemów 5G ze względu na ich potencjalnie niekorzystny wpływ na zdrowie, opublikowanym na stronie:
http://www.5gappeal.eu/scientists-and-doctors-warn-of-potential-serious-health-effects-of-5g/

Od momentu pojawienia się w przestrzeni publicznej (głównie w internecie) wiadomości o nowym standardzie łączności bezprzewodowej 5G, mamy do czynienia z zalewem przeróżnych mitów, niedopowiedzeń, przeinaczeń oraz tzw. fake news-ów. Niestety większość wiarygodnych informacji ginie wśród ogromu informacji niesprawdzonych, propagujących populistyczny, a nie naukowy punkt widzenia oraz cechujących się ogromnym ładunkiem emocjonalnym, a nie merytorycznym. Jednym z głosów, które pojawiły się ostatnio w internecie jest właśnie wspomniany apel naukowców. W tym krótkim omówieniu, postaram się wykazać, że treści zawarte w tym apelu wpisują się właśnie w nurt emocjonalny i nie mający wiele wspólnego z naukowym podejściem do tematu 5G, jak sugerowałby tytuł tej publikacji.

Zacznijmy od pierwszego akapitu pt. 5G prowadzi do masowego wzrostu obowiązkowej ekspozycji na promieniowanie bezprzewodowe (oryg. 5G leads to massive increase of mandatory exposure to wireless radiation).

Warto w tym miejscu wspomnieć, że technologia 5G nie wprowadza rewolucyjnych rozwiązań z fizycznego i naukowego punktu widzenia, lecz jest ewolucją już istniejących systemów łączności, takich jak np. 4G (LTE). Nowość 5G przejawia się w trochę innym niż dotychczas sposobie wykorzystania częstotliwości radiowych, których i tak używamy dzisiaj. Jednym z pasm, które najbardziej rozpalają emocje jest tzw. pasmo milimetrowe (ang. mmWave), czyli zakres od 26 GHz wzwyż. Masowe wykorzystanie fal o tak krótkiej długości, rzeczywiście spowodowałoby dość znaczny wzrost liczby nadajników, lecz – o czym „zapomina się” wspomnieć – ich moce będą podlegać również znacznym obniżeniu i w efekcie będą porównywalne np. do ruterów wifi, za pomocą których wiele miast dostarcza internet bezprzewodowy swoim mieszkańcom. Z drugiej strony mówi się o internecie rzeczy (ang. IoT – Internet of Things), czyli o sieci, do której mają być podłączone np. urządzenia domowego użytku, takie jak lodówki, pralki, kamery, różnego rodzaju czujniki czy samochody i pojazdy komunikacji miejskiej. Aby móc się ze sobą komunikować, każde z tych urządzeń będzie wyposażone w odbiornik i nadajnik powodując wzrost ekspozycji na radiowe promieniowanie elektromagnetyczne (PEM). Na pierwszy rzut oka brzmi to logicznie, jednak gdy sięgnie się głębiej i poszuka informacji o tym jak IoT ma działać, to okaże się wszystkie te rzeczy, które nas otaczają będą się łączyć z siecią tylko wtedy, gdy będzie to niezbędne i to przez bardzo krótki czas, rzędu ułamków sekundy. Na dodatek, jeśli stacji bazowych 5G będzie więcej i będą one rozmieszczone gęściej, to nadajniki w naszych przysłowiowych lodówkach będą emitowały minimalną moc, tym samym powodując obniżenie poziomu PEM w otoczeniu. Już sam fakt, że baterie np. w czujnikach 5G mają wystarczyć na ok. 10 lat bezobsługowej pracy świadczy o ekstremalnie niskim poborze mocy, a więc równie niskim poziomie emisji.

Po drugie, jak wspomniano wyżej, stacje bazowe w technologii 5G będą wykorzystywały fale elektromagnetyczne o długości rzędu kilku milimetrów, lecz nie będzie to jedyny używany zakres. Pozostałe, które są przeznaczone do pracy w systemach 5G, to np. pasmo 700 MHz albo 3,4-3,8 GHz. Oba te zakresy są w Polsce używane od wielu lat, ich wykorzystanie nie wzbudza żadnych emocji, a jedyna zmiana spowodowana wdrożeniem 5G będzie taka, że np. w paśmie 700 MHz zostaną wyłączone bardzo silne nadajniki TV działające z mocą rzędu miliona watów i w to miejsce uruchomi się stacje z dostępem do internetu działające z mocą rzędu pojedynczych watów. Również zakres 3,4-3,8 GHz jest w Polsce bardzo popularny w użyciu, o czym świadczy liczba pozwoleń udzielonych przez Urząd Komunikacji Elektronicznej (źródło: https://archiwum.uke.gov.pl/_rejestry/dostepnosc/dostepnosc35.htm). W związku z tym, że stacje 5G będą wykorzystywać wspomniane zakresy, to spodziewana odległość pomiędzy nimi będzie wynosić kilkaset metrów. Dla porównania – obecnie, przebywając w mieście, na ogół nie znajdujemy się dalej niż 300 metrów w linii prostej od istniejącej stacji bazowej i pewnie nie dalej niż 100 metrów od jakiegoś rutera wifi.

Idąc dalej, do akapitu zatytułowanego Dowiedziono szkodliwych skutków ekspozycji na promieniowanie radiowe (oryg. Harmful effects of RF-EMF exposure are already proven). W tej części autorzy apelu twierdzą, że ponad 230 naukowców z ponad 40 krajów wyraziło „poważne obawy” dotyczące wszechobecnej i rosnącej ekspozycji na PEM wytworzone przez już istniejące urządzenia. Faktem jest, że taki apel został rzeczywiście wystosowany, jednak sygnatariusze tego apelu powołują się na fakt, że „ostatnie liczne publikacje naukowe wykazały, że PEM o poziomach niższych od większości wytycznych narodowych i międzynarodowych ma wpływ na organizmy żywe”, jednak nie przytaczają żadnego z takich badań. Zamiast tego, powołują się na wytyczne Międzynarodowej Komisji ds. Ochrony przed Promieniowaniem Niejonizującym (ang. ICNIRP – International Commission on Non-Ionizing radiation Protection), które jednoznacznie stwierdzają, że obecne wytyczne są jak najbardziej adekwatne do, a badania naukowe, które okazały się do tej pory nie dostarczyły żadnych dowodów szkodliwego wpływu PEM poniżej obecnych ograniczeń i tym samym nie jest wymagana niezwłoczna korekta wytycznych w celu ograniczania ekspozycji na pole elektromagnetyczne wysokich częstotliwości.

Również w tym samym akapicie, mówi się o rosnącej liczbie dowodów na występowanie efektów niepożądanych u roślin i ludzi powołując się jedynie na artykuł pt. „Nonthermal GSM RF and ELF EMF effects upon rat BBB permeability” (źródło: https://link.springer.com/article/10.1007/s10669-011-9307-z), z którego wynika, że przeprowadzono na 64 szczurach eksperyment polegający na sprawdzeniu przepuszczalności bariery krew-mózg (ang. BBB – blood-brain barrier). W badaniu tym, szczury podzielono na 4 równe grupy (po 16) i poddano je ekspozycji na pole elektromagnetyczne pochodzące od różnych źródeł – jedna grupa została poddana ekspozycji na pole o częstotliwości radiowej (RF, 900 MHz, SARwb = 0,4 mW/kg), druga – na pole magnetyczne o bardzo niskiej częstotliwości (ELF, 50 Hz, 0,3-1,5 μT), trzecia – na oba te pola jednocześnie (RF + ELF) i czwarta – która nie została poddana żadnej ekspozycji (grupa kontrolna). W rezultacie, u 25% osobników grupy RF (4 szczury) stwierdzono patologiczny wyciek albumin do mózgu, przy braku takiego wycieku w pozostałych trzech grupach. Wniosek, jaki wyciągnięto z tego eksperymentu był taki, że źródło ELF (wiatrak) nie miało istotnego wpływu na wynik. Pozostaje pytanie, czy – skoro wpływ pola ELF jest nieistotny, to dlaczego nie stwierdzono podobnych efektów w grupie poddanej działaniu łącznemu pól RF i ELF? Wydaje się, że powołanie się na takie badanie miało jedynie mieć wydźwięk czysto populistyczno-alarmistyczny, a autorzy apelu liczyli na to, że nikt nie sięgnie do źródła przywoływanego przez nich badania.

Nietrafione jest także przywołanie w tym kontekście badania NTP, skądinąd bardzo ciekawego, a z cała pewnością kosztownego. Doskonałą analizę raportu z tego badania wykonał prof. Andrzej Krawczyk, prezes Polskiego Towarzystwa Zastosowań Elektromagnetyzmu, którą można przeczytać w artykule poświęconym temu badaniu pt. Czy telefony komórkowe są bezpieczne? pod adresem: http://ptze.pl/elektrofakty/?article=czy-telefony-komorkowe-sa-bezpieczne. Jako podsumowanie tej części omawianego apelu warto tu przytoczyć fragment w/w artykułu: „W podsumowaniu autorzy raportów stwierdzają, że prezentowane wyniki są niejednoznaczne. Komentarze wykonawców tych badań są w dużej mierze optymistyczne, aczkolwiek zalecają oni ostrożność w przenoszeniu wyników tych badań na ludzi. Równolegle z opublikowaniem wyników badań, amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) wypuściła raport oparty na wynikach tych i innych badań, w konkluzji którego zostało podane, że „nie znaleziono wystarczających dowodów, że istnieją szkodliwe efekty zdrowotne u ludzi wywołane przez ekspozycje niższe od dopuszczanych przez normy dla pola elektromagnetycznego o częstotliwości radiowej”. Dodatkowo, badacze zaobserwowali, że gryzonie wystawione na intensywne działanie pola elektromagnetycznego żyły dłużej niż te z grupy kontrolnej, ale stwierdzają bardzo wyraźnie, że jakiekolwiek dywagacje na ten temat u ludzi są grubo przedwczesne.

Niemal każda dyskusja o nowych technologiach bezprzewodowych (zarówno 5G, ale również podczas wprowadzania 4G i 3G) nie może się obyć bez argumentu o wpisaniu przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) niejonizującego promieniowania o częstotliwościach radiowych na listę czynników rakotwórczych do grupy 2B. Argument rzeczywiście brzmi bardzo przekonująco, jednak dla ścisłości warto też wspomnieć co oznacza owa kategoria 2B. Otóż wg IARC (ang. International Agency for Research on Cancer, czyli Międzynarodowa Agencja ds. Badań nad Rakiem), do kategorii 2B zalicza się takie czynniki, co do których: (a) istnieją ograniczone dowody na rakotwórczość u ludzi, (b) istnieją wystarczające dowody na rakotwórczość u zwierząt poddanych eksperymentom i (c) istnieją mocne dowody na to, że czynnik wykazuje kluczowe właściwości czynników rakotwórczych (definicja: https://monographs.iarc.fr/wp-content/uploads/2019/01/Preamble-2019.pdf). Chyba warto też wspomnieć, że do tej samej kategorii 2B należy np. zasypka dla dzieci na bazie talku czy wyciąg z miłorzębu japońskiego, a wyżej, czyli w kategorii 2A znajdują się takie czynniki jak np. zawód fryzjera, picie gorących napojów oraz spożywanie czerwonego mięsa (szczegóły tutaj: https://monographs.iarc.fr/list-of-classifications-volumes/).

Omawiany fragment apelu kończy się przywołaniem tzw. Międzynarodowej Deklaracji Naukowej w sprawie Nadwrażliwości Elektromagnetycznej (EHS) i chemicznej (MCS) (Bruksela 2015), czyli strony internetowej o adresie http://www.ehs-mcs.org/en/, prowadzonej przez nie-wiadomo-kogo (sic!). Najprostsza próba skontaktowania się z autorami strony niestety jest bezskuteczna, ponieważ… nie zawiera żadnych danych kontaktowych (http://www.ehs-mcs.org/en/contact_125.html)! Ciekawa jest również lista załączonych opracowań naukowych (http://www.ehs-mcs.org/en/scientific-studies_154.html), gdzie jedynym wymienionym artykułem jest artykuł francuskiego profesora Dominique Belpomme znanego ze swojego radykalnego podejścia do wszelkich technologii bezprzewodowych oraz instalacji emitujących PEM. Warto tu zauważyć, że autorzy w/w strony założyli organizację o nazwie ARTAC (fr. Association pour la Recherche Thérapeutique Anti-Cancéreuse), która na swojej stronie głównej, w pierwszym zdaniu deklaruje, że jest to „Organizacja badawcza upoważniona do otrzymywania darowizn i spadków. ARTAC jednoczy specjalistów od chorób nowotworowych, pacjentów i przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego w tej samej walce…”.

Jak widać, omawiany apel po raz kolejny posługuje się niewiarygodnymi źródłami, a te, które rzeczywiście można uznać za wiarygodne, jak WHO, są przytaczane wyrywkowo, bez żadnego tłumaczenia, czy choćby próby wyjaśnienia co stoi za rzeczywistymi wnioskami rzetelnych badań naukowych.

Kolejny akapit pt. Środki ostrożności (Precautions) wzywa między innymi do zachowania tzw. zasady ostrożności ALARA (ang. As Low As Reasonably Achievable). Niestety na przekór autorom apelu, należy stwierdzić, że bezprzewodowe sieci telekomunikacyjne (a przecież przed takimi przestrzegają autorzy) z definicji zachowują się właśnie wg tej zasady, ponieważ wtedy pracują najefektywniej!. Otóż, emitując minimalne moce potrzebne do osiągnięcia odpowiedniej jakości usług, nie tylko zachowuje się zasadę ostrożności, lecz również zmniejsza się zużycie baterii w urządzeniach konsumenckich oraz zużycie energii elektrycznej dzięki czemu np. zmniejszamy emisję CO2 do atmosfery, przyczyniając się do zmniejszenia prawdziwie szkodliwego smogu. Przywołanie z kolei Kodeksu Norymberskiego, którego podstawowym postulatem jest pozyskanie zgody zainteresowanej osoby na związane z nią działania, w świetle wdrożenia technologii 5G jest co najmniej nietrafione i to z kilku powodów. Wystarczy wymienić najważniejszy z nich, w którym stwierdza się, że „nie należy przeprowadzać doświadczenia, gdy istnieje powód a priori, aby sądzić, że nastąpi zgon lub kalectwo; chyba że w eksperymentach, którym lekarze również są również poddawani”. Przecież technologia 5G to nie jest żaden eksperyment na ludzkości, jak twierdzą niektórzy zwolennicy spiskowych teorii, lecz kolejna generacja łączności bezprzewodowej oparta o znane od wielu lat mechanizmy działania i to na dodatek wykorzystywane od wielu lat. W związku z tym, nie ma żadnych podstaw, aby stwierdzić, że wprowadzenie tej technologii spowoduje czyjś zgon lub kalectwo.

Trudno też jest się zgodzić ze stwierdzeniem, że „wytyczne dotyczące bezpieczeństwa chronią przemysł – nie zdrowie”. Na ostatniej konferencji zorganizowanej przez Ministerstwo Cyfryzacji i Instytut Łączności, przedstawiciel ICNIRP, dr Zenon Sienkiewicz wprost odniósł się do kwestii oficjalnych wytycznych Komisji oraz tego, czy uwzględniają one wyłącznie efekty termiczne, czy także nietermiczne. Odpowiedź była jasna – wytyczne ICNIRP biorą pod uwagę wszystkie efekty, które mogą zostać wywołanie niejonizującym promieniowaniem elektromagnetycznym, które da się zaobserwować w kontrolowanych warunkach i które będą jednoznacznie wskazywały na taki wpływ (źródło: całość – https://pem.itl.waw.pl/aktualno%C5%9Bci/transmisja-konferencji-pem-2018/; wypowiedź dra Z. Sienkiewicza – https://youtu.be/DbQv552CnvQ?t=8h10m31s).

Reasumując – omawiany apel opiera się na niesprawdzonych i niewiarygodnych danych, przywołując badania i wyciągając wnioski, które potwierdzają z góry przyjętą tezę o szkodliwości technologii 5G, a postulaty w nim zawarte są w dużej części już obecnie wdrożone przez wiele krajów Unii Europejskiej. Apel ten nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek oficjalnie pojętą działalnością naukową, w związku z czym, powinien być postrzegany tylko i wyłącznie w kategorii „fake news’a” i jako taki powinien być traktowany. Również lista sygnatariuszy wskazuje na to, że podpisało się pod apelem wielu naukowców znanych z radykalnych poglądów na pole elektromagnetyczne, które nie są uznane przez pozostałą część naukowego świata i w żaden sposób nie zostały potwierdzone.

Wpis gościnny Marka Lipskiego, Eksperta PIIT ds. PEM

 

Piotr Mieczkowski

Helping innovation & digital to grow. TMT expert & advisor.

https://tmt.expert